Od kilkunastu godzin czytam artykuły i posty w sprawie wyroku Sądu Apelacyjnego, i nie moge wyjść ze stanu permanentnego zdziwienia.
Mam bowiem wrażenie, że piszacym umyka sedno sprawy. Mianowicie łapówka, która POSŁANKA Sawicka przyjęła. Nie zakochana kobieta, nie zbłąkana owieczka, a funkcjonariusz publiczny.
Drugim sednem tej sprawy jest postać sędziego. Który zapomniał chyba, że w myśl reguł Prawa Rzymskiego (które wciąż z niewielkimi zmianami jest u nas stosowane), sędzia sprawuje baczenie nad wykonywaniem prawa, a nie je stanowi. W zasadzie wyrok kolejnej instancji jest juz przesądzony, kasacja tak kuriozalnej (nawet dla laika) wykładni jest pewna.
Czy jednak na pewno? A może sędziowie w tym kraju spędzają więcej czasu na oglądaniu amerykańskich filmów niż na czytaniu kodeksów?...